niedziela, 28 grudnia 2014

Assassin's Creed: Unity


Piszą: "Było źle, jest gorzej". Skupiają się na mechanice walki, czyli na tym co szarego gracza najbardziej interesuje. Gawiedź chciałaby żeby było bardziej zręcznościowo, porywająco, czy skomplikowanie. Porównuje się mechanikę gry do Shadow of Mordor - czyli publika chce igrzysk...
Skupiamy się na zbyt niskim poziomie trudności, etc., ba pewnie słusznie, ale... Czy można karać grę, za to że bohater nie klei się do osłony? Za to, że nie trafia w okno tak jak sobie to zaplanowaliśmy? Niedoróbki? No ja Was proszę, tych nie uświadczyłem w stopniu który zablokowałby grę. Nie można karać gry, która skupia się na szczegółach. Zobaczcie Paryż, zobaczcie go nie tylko w okresie Rewolucji Francuskiej, ale również później. Zobaczcie szczegóły, liczbę osób uczestniczących, tworzących grę (te idą już chyba w tysiące). Recenzenci skupili się na bzdurach, tymczasem głębia jest widoczna już na pierwszy rzut oka.

Nie rozumiem, jak tyle lat po Batman: Arkham Asylum można serwować graczom tak złą mechanikę walki. Wydawało się, że już powszechnie wiadomo, jak zrobić to tak, by było i zręcznościowo, i porywająco, i nieprzesadnie skomplikowanie. Tegoroczny Shadow of Mordor pokazał, jak twórczo wykorzystać utarte już schematy. Remember Me z ubiegłego roku - średnio przecież przyjęte - udowodniło, jak dokleić do nich coś zupełnie nowego. Da się? No da się! Ale nie, twórcy Assassin's Creed pozostają na to ślepi i głusi. Zbyt oczywista kontra przeszkadzała graczom? OK, to usunięto ją i zamiast tego pozwolono na parowanie ciosów. Ale że to w większości przypadków pozwala na wykonanie czystego ataku, to z kontry pod jednym przyciskiem zrobiła się pod kontra pod dwoma. Czy zmieniło się coś poza tym? Niespecjalnie.
Czytaj dalej ...

piątek, 19 grudnia 2014

Wyższość Battlefield 4 nad Call Of Duty: Advanced Warfare

Miał to być tekst o inwektywach w grach i sfrustrowanych graczach polskich klanów, później miało być o aspekcie społecznościowym gier wieloosobowych, ale w końcu w wyniku ostatnich druzgocących dla mnie wydarzeń jest to tekst o bezsprzecznej wyższości BF4 nad Call Of Duty: Advanced Warfare.

[listopad 2013 - maj 2014]
No dobrze, przyznam się - gram namiętnie w BF4 od samego początku, bez narzekań i jestem zadowolony - nigdy nie dostrzegałem błędów w grze na które próbowałbym strząsać swoją niekompetencje gracza. Mój cel jest, a w zasadzie był jeden i polegał na zdobyciu wszystkich trofeów w grze i dodatkach (najpierw PS3, aktualnie PS4), co zresztą na dzień dzisiejszy udało mi się osiągnąć. Grałem sobie z przygodnie spotkanymi znajomymi, przeważnie się do nich nie odzywając (ale twardo z włączonym zestawem słuchawkowym) i tak właśnie wyglądało pierwszych 7 miesięcy zmagań.

[czerwiec 2014]
Wszystko zaczęło się od mojego przystąpienia do jednego z polskich klanów, którego nazwy wolę nie wymieniać, dla zachowania pokoju ducha tak mojego jak i w dużej części sfrustrowanej części braci owegoż zbiorowiska, która natychmiast przystąpiłaby do ofensywy słownej. Klan ten dysponował całą paletą graczy, tych lepszych i gorszych (klasyfikacja wg. autora). Lepsi (z ponad 1000 godzinowym licznikiem gry) przyjmowali porażki na klatę dalej doskonaląc swoje umiejętności, gorsi ... zwykle komentowali swoje niepowodzenia, tłumacząc je błędami w grze lub nieuczciwym podejściem do rozgrywki innych uczestników "imprezy". Po kilku sesjach obcowania z negatywnym nastawieniem do gry tych gorszych oraz ich zamiłowania do ponad generacyjnego bluzgania, powiedziałem basta. Tak w życiu jak i grach wieloosobowych, zwykle opuszczam takie towarzystwa, szczególnie jeżeli inwektywy ścielą się gęsto, bez żadnego uzasadnienia. Z tego właśnie powodu wypisałem się z całego towarzystwa. Ich frustracja odzwierciedlona w języku była dla mnie nie do przyjęcia, jeżeli gram to dla przyjemności, a nie po to żebym się dodatkowo stresował - dzięki wielkie, ale mam to w codziennym życiu wszędzie dookoła.

[lipiec 2014]
No dobrze, zatem grałem dalej sam z przygodnymi znajomymi - i co dalej? I tak trafiłem na serwer rumuński. Rumuni, jak każda nacja porozumiewająca się językiem którego nie znam, mają to do siebie, że inwektywy dla mojego ucha nie istnieją. Zresztą na samym początku znajomości z jednym z graczy, rozmowa i tak przebiegała w języku angielskim, ba, do tego była konstruktywna i miła. Podzieliłem się z nim wrażeniami z gry w polskim klanie, na co on opinii wyrobionej nie miał zatem przyjął moje skargi i wnioski bez uwag, przytakując. Ogrywałem wtedy świeżo wydany dodatek do BF4 pt.: "Dragon's Teeth". Jak się dowiedziałem, nowo poznany kompan, ma dziecko (wtedy w wieku zaledwie 3 miesięcy) - a ponieważ akurat sam oczekiwałem potomka więc zaiskrzyło.
[komentarz autora]
Z uwagi na moje obawy, że po przyjściu na świat dzieciątka, całe życie się zmienia, a gry odchodzą w niebyt (bo wkracza się do tajemniczego panteonu rodziców - coś jak tajne bractwo "Assassin's Breed", które wie to czego nie wiedzą inni, co przerywa wszelkie pasje i zainteresowania, a w co wierzyłem, bo bractwo wchłonęło wielu moich znajomych), znajomość z rumuńskim graczem okazała się zbawienna. Zacząłem wierzyć, że jednak po narodzinach może być inaczej i może akurat znajdę się w procencie tych ludzi, którzy potrafią pogodzić jedno z drugim.
Naszą znajomość w związku z zaistniałą sytuacją, podtrzymywałem.

[sierpień 2014]
Poznałem za pośrednictwem nowego kolegi sporą gromadkę Rumunów rozsianych po całej Europie (w samej Rumunii bardzo ciężko jest przetrwać przeciętnemu obywatelowi tego kraju, toteż rozjeżdżają się w celach zarobkowych - jest tam bez porównania ciężej niż w innym źle osławionym przez Polaków kraju). I tak graliśmy przez kolejne miesiące - minął sierpień, kiedy narodził mi się syn więc nasza znajomość ogorzała.

[wrzesień 2014]
Trwał wrzesień, kiedy zaczęliśmy wysyłać do siebie maile itp., itd, oraz różne komentarze prywatne. Przy okazji dowcipkowaliśmy negatywnie o innych premierach ukazujących się w tym czasie - patrz Destiny.

[październik 2014]
Gdzieś około października Rumunii nauczyli mnie kilku przekleństw (tak wiem, od tego wyszliśmy) z których w zasadzie najbardziej utkwiło mi "pula" - tak czy inaczej nie przeszkadzały mi te nierodzime inwektywy.
Wracając do kolegi, zawsze podkreślał jak ważna jest rodzina, jak to pomaga żonie, kąpie synka i w ogóle takie historie, które za serce chwytały - wszystko w tle ponad 300 godzin, które on w przeciągu kilku miesięcy spędził w grze do której został z powodów finansowych niejako przykuty - przypominam tą grą było właśnie Battlefield 4. Opowiadał jak ciężko jest przeżyć w Rumunii z pensji robotnika we włoskiej fabryce obuwia. Generalnie było miło, nawet widziałem już oczami wyobraźni jak latem odwiedzamy się w okresie urlopowym i takie tam pierdoły. W ten sposób aspekt społecznościowy gier wieloosobowych, a w tym przypadku BF4 scementował mnie z grupą fajnych rumuńskich kolegów, a w szczególności z tym jednym, aż do listopada...

[listopad 2014]
No i nastał listopad - rumuńscy koledzy kupili CODa, ja ponieważ akurat ogrywałem Lords Of The Fallen, powiedziałem że dołączę jak skończę i tak nastał...

[grudzień 2014]
W grudniu ponieważ kolega dziwnie przestał się odzywać, napisałem do niego i otrzymałem wiadomość: "I have a big familial problem, I think Im sure im gone divorce". Wniosek? Prosty, było trzeba zostać przy BF4, rodzina by się nie rozpadła. Jak już wspomniałem, finalnie kolega miał bez mała 350 godzin spędzonych w BF4 i było to zarówno dla jego związku jak i jego samego zbawienne, a tymczasem kilka godzin w COD i rozpad rodziny, przerwanie internetowych znajomości, etc. Co będzie dalej, nie wiem ponieważ nie wygląda to dobrze, a kolega dalej jest w sieciowym niebycie. Na zdjęciach, które ostatnio otrzymałem, pojawia się już z nową koleżanką, do tego koleżanką która ma kilkuletnią córkę.
Ja się załamałem i w zasadzie nie wiem, czy dalej brnąć w tego CODa, którego właśnie zacząłem, nie wiem czy przyznać się mojej kapłance domowego ogniska czym to się może skończyć. Jest mi po prostu ze szczerego serca najzwyczajniej w świecie smutno, szczególnie że od czasu do czasu przypomina mi się żona rumuńskiego kolegi, która czasami dopytywała w tle o szczegóły z mojego (i mojej małżonki) życia rodzinnego, a tymczasem taka przykrość..

Jeżeli jeszcze zastanawiacie się którą grę wybrać, mam nadzieję ten tekst rozświetli Waszą drogę. A wszystkich tych którzy mają mi coś niedobrego do powiedzenia odsyłam do rumuńskiego, nomen omen przekleństwa: "Będę je... wszystkich świętych Waszych Matek na lodzie"! - Wesołych Świąt.
Czytaj dalej ...